O złości słów kilka
- Dorota Jurek
- 17 lip
- 6 minut(y) czytania

Do napisania kilku porządkujących złożony temat złości zdań, natchnął mnie wpis (którego autora i treści już nawet nie pamiętam) destygmatyzujący lenistwo jako pozytywny i potrzebny element higieny psychicznej, a raczej burza, która rozpętała się w komentarzach pod nim. Refleksję po ich lekturze miałam taką, że mimo szerokiego dostępu do wiedzy psychologicznej, nadal wokół złości istnieje spore zamieszanie i często nie potrafimy z niej właściwie korzystać. Ten wpis będzie miał zatem charakter bardziej porządkujący niż analityczny i mam nadzieję, że okaże się przydatny.
Gdybym miała dla przejrzystości wymienić dwie podstawowe funkcje złości, to są nimi: komunikat o tym, że coś wymaga zmiany oraz wyzwolenie energii do działania. W pierwszej z nich zawiera się informowanie nas (trochę tutaj uproszczę) albo o nie zaspokojonej potrzebie, albo o przekraczaniu naszych granic. Energia złości może następnie być wykorzystana do oddziaływania na rzeczywistość (wewnętrzną lub zewnętrzną). Zamieszanie i spory pojawiają się między innymi wtedy, kiedy uwzględniamy tylko jeden z rodzajów komunikatów, które przekazuje nam złość lub stosujemy nieadekwatne do sytuacji rozwiązanie.
Innymi słowy, kiedy czujemy złość, może to być spowodowane niezaspokojoną potrzebą (Polak głodny - Polak zły ;) lub faktem, że ktoś narusza albo przekracza nasze granice.
Jak w prosty sposób odróżnić jedną sytuację od drugiej? Kiedy ktoś nas wkurza tym, jaki jest, co robi, jak wygląda, w co się ubiera, jakich wyborów życiowych dokonuje, jakie ma priorytety, sukcesy czy porażki, które w żaden sposób nie wpływają na nasze życie, to złość na tę osobę pokazuje nam obszar, w którym siebie zaniedbujemy. Wskazuje na jakiś brak, konflikt albo wyparty do nieświadomości element psychicznej układanki. Wtedy złość mówi o niezaspokojonej potrzebie, którą możemy odkryć szukając odpowiedzi na pytanie: na co sobie nie pozwalam? Co tak bardzo mnie kole w oczy w drugiej osobie? To są przykłady okoliczności, w których moja złość na kogoś jest komunikatem o mnie. O moim cieniu, o tym, co wyparłam i czego się pozbawiłam w procesie socjalizacji. Dlatego złość jest wspaniałym drogowskazem w pracy z cieniem i nieświadomością. Post, który natchnął mnie to tych przemyśleń dotyczył lenistwa: kiedy oceniam kogoś jako leniwego i czuję do niego złość, mam ochotę go ochrzanić, zawstydzić i upokorzyć, to potrzebuję obejrzeć sobie własne przekonania na temat pracy i odpoczynku, wartości człowieka mierzonej harówką, przypomnieć sobie doświadczenia bycia karanym za nic nie robienie. A następnie zobaczyć, jak bardzo zaniedbuję potrzebę odpoczynku i relaksu i odpowiedzieć na pytanie, do którego złość zachęca: i co z tym zrobię? Do tej pory być może rzucałam zjadliwe komentarze wobec „leniwej” osoby, obmawiałam ją, pisałam złośliwości w mediach społecznościowych (jak spora część komentujących wspomniany post). Czy pomogło mi to odpocząć i zrelaksować się? Pomogło jedynie upuścić energię złości i skierować jej niszczący aspekt zupełnie nie tam, gdzie potrzeba.
Tutaj mała dygresja. Owa destrukcja zawarta w złości jest często tym, czego się obawiamy i co sprawia, że, zamiast się z nią przyjaźnić, używamy jej przeciwko sobie lub innym, a nie dla swojego dobra. Dzieje się tak, ponieważ doświadczyliśmy wielokrotnie sytuacji, w których zezłoszczona osoba strzelała w kogo popadnie, raniła i niszczyła, a my często nie mogliśmy się (szczególnie jako dzieci) bronić. Przekonanie, że złość jest złem, niszczącym i krzywdzącym, wrosło w nas tak mocno, że albo stosujemy bierną agresję, tłumimy jej energię aż wybuchnie, kierujemy ją przeciwko sobie, popadając w depresję i choroby autoimmunologiczne, albo przyjmujemy rolę prześladowcy i wyżywamy się na słabszych. To prowadzi do dalszego niszczenia nas samych, relacji, świata wokół i potwierdza błędne przekonanie o tym, że złość jest moralnie zła.
A gdyby tak destrukcyjną energię złości skierować tam, gdzie dobrze jest coś zniszczyć? W przykładzie o leniu i odpoczynku, tym, w co potrzebujemy ją wymierzyć są nasze przekonania, które nie pozwalają nam na relaks. Nasza własna mentalność zapier*olu jest pułapką, która robi z nas niewolników i nieszczęśliwych ludzi i to ona potrzebuje być „zniszczona”. Następnie przychodzi czas na pytanie: i co z tym zrobię? Nad które morze polecę wygrzewać się na plaży? Do którego spa pojadę? Po którym lesie pospaceruję? A może po prostu zacznę wreszcie przesypiać 8 godzin i jeść regularnie? Nie tylko odpocznę, ale też uwolnię się od patologicznych przekonań i uwolnię z cienia swojego „lenia” ;) Zniknie potrzeba walenia na oślep w każdego, kto nie haruje i zamiast niszczyć, dam sobie w życiu coś dobrego. A to wszystko dzięki złości.
Drugi aspekt złości dotyczy momentów, w których jestem w interakcji z drugim człowiekiem i komunikuje mi ona, że moje granice są przekraczane. Tutaj sytuacja jest nieco bardziej złożona, ponieważ albo możemy na to, co dzieje się teraz nakładać stare przekroczenia i interpretować czyjeś zachowanie jako skierowane przeciwko sobie albo właściwie identyfikować sytuację czy zachowanie, które nas narusza. Wyłapanie tego pierwszego wymaga samoświadomości i zintegrowania przeszłych doświadczeń oraz rozumienia, w jaki sposób wpływają na nas dzisiaj.
Czasem czyjeś zdanie na ważny dla nas temat wywołuje złość, która tak naprawdę przykrywa wstyd, upokorzenie czy żal, gdyż przywołuje przykre doświadczenia z przeszłości, podczas, kiedy ktoś po prostu wyraża swój światopogląd. I tak, jeżeli byliśmy w przeszłości prześladowani czy dyskryminowani, możemy walczyć z każdym, kto ma odmienne od nas zdanie na temat naszych przekonań, religii, tożsamości itp. To jest temat na osobny wpis, ale jeżeli ktoś twierdzi, że istnieją wyłącznie dwie płcie i wszystko inne to patologia lub grzech, to jego zdanie nie może realnie skrzywdzić osoby niebinarnej czy transpłciowej (nie mam tutaj na myśli wyzwisk czy aktów agresji, tylko wyrażanie przekonań). Przywołuje ono jedynie bolesne doświadczenia, których zapewne miała wiele w swoim życiu i rany, które w ich wyniku powstały. I znowu, mało konstruktywną jest próba zmuszenia całego świata, żeby natychmiast zmienił światopogląd i przyjął mój, albo przestał się odzywać, bo to nie tylko się nie stanie, ale też prowadzi do dalszej agresji, walki i podziałów. Złość i jej destrukcyjny aspekt potrzebujemy w tym przypadku skierować we własne, często nieuświadomione, zinternalizowane przekonanie, że jestem dziwadłem, nie zasługuję na swoje miejsce, jestem gorszym sortem człowieka. Ale żeby to się stało, potrzebujemy je w dostrzec w sobie, a nie tylko w innych ludziach i zatrzymać się na kilka oddechów, kiedy czyjeś zdanie nas uruchamia.
I w końcu, kiedy ktoś naprawdę narusza nasze granice, czyli atakuje nas, zabiera to, co do nas należy, zjada nasz obiad z firmowej lodówki, używa naszych ubrań bez pozwolenia, wydaje nam rozkazy i polecenia, poniża nas, krzyczy, używa siły fizycznej, krytykuje wszystko, co robimy i lubimy, domaga się naszej uwagi i czasu tak, jakby mu się należały, (np. ma pretensje, że zbyt rzadko dzwonisz albo nie odbierasz telefonu zawsze, kiedy chce się z tobą skontaktować), wciąga nas w rozgrywki z innymi ludźmi, wciska piątego kotleta – złość służy do wyrażenia sprzeciwu. Powiedzenia wyraźnego nie, które niesie za sobą konsekwencje. Nie, nie zjem więcej. Nie możesz używać moich ubrań bez pozwolenia. Nie podnoś na mnie głosu. Nie przyjadę na święta, mam inne plany.
To nie jest miejsce na zastanawianie się, co mi to mówi o mnie i odwracanie kota ogonem. Kiedy próbujemy stosować to rozwiązanie, to nie skorzystamy z dobrodziejstw złości we właściwy sposób. Niektórzy „duchowi nauczyciele” namawiają do takiego jej pojmowania w każdej sytuacji, co prowadzi na manowce i może przynieść więcej szkody niż pożytku. Nie zawsze twoja złość na kogoś jest o tobie.
Tutaj również potrzebujemy najpierw zorientować się, co się dzieje, o czym złość mnie informuje i odpowiedzieć na pytanie: co z tym zrobię. I nawet w tym przypadku nie chodzi o to, żeby uderzać na oślep i wygrać z kimś walkę, tylko, żeby zidentyfikować a następnie zakomunikować to, o czym złość mnie informuje. Zatem, kiedy nawrzeszczę na kogoś, obrażę go i zwyzywam, to nie osiągnę celu (żeby przestał zżerać moje jedzenie, używać moich rzeczy albo na mnie krzyczeć). Ulżę sobie, ale naruszę relację. Potrzebuję poinformować tę osobę, czego sobie życzę, a czego nie i wytrzymać jej reakcje, wbijanie w poczucie winy, robienie z siebie ofiary, manipulacje czy dalszą agresję. Do tego potrzebuję siły własnej złości. Żeby wystać w swoim. Albo obrócić się na pięcie i wyjść, jeżeli nie dociera. Złość ma służyć mnie, a nie walce i niszczeniu kogoś.
I ostatnia, być może najbardziej kontrowersyjna myśl. Czasem energia złości jest potrzebna do tego, żeby odepchnąć napastnika, albo fizycznie się obronić. Uczenie dzieci, że przemoc nie jest rozwiązaniem, poza tym, że jest ogólnie właściwym kierunkiem, ma w sobie element pułapki, kiedy używamy tego zdania w stosunku do atakowanego. Odbieramy mu bowiem siłę i sprawczość i utwierdzamy go w roli ofiary. Kiedy odepchnę czy nawet uderzę kogoś w obronie własnej, to nie stosuję przemocy. Przemoc dotyczy sytuacji, w której silniejszy atakuje słabszego (dlatego dziecko, które w złości uderza rodzica nie stosuje wobec niego przemocy, a w drugą stronę już tak). „Przemoc nie jest rozwiązaniem” jest właściwym komunikatem do osób inicjujących akt przemocy z powodu własnych trudności wewnętrznych, braku kontroli impulsów czy nawyku atakowania zamiast wyrażania potrzeb i granic, a nie do broniących się.
Zatem złość może zostać twoją dobrą przyjaciółką, jeżeli tylko nauczysz się z nią właściwie obchodzić. Zamiast się jej bać, możesz spojrzeć na nią jak na przysłowiowy nóż, którym można ukroić kawałek ciasta, albo wbić komuś w nerkę. Ty wybierasz.
Comments